Święta Bożego Narodzenia wolne od pracy raz na pięć lat? Brak możliwości wzięcia urlopu w noc sylwestrową? Dla wielu z nas brzmi to jak mało śmieszny żart. Tymczasem dla nich to nic nadzwyczajnego. Poznajmy ludzi, którzy regularnie pracują okresie świąteczno-noworocznym.

Tadeusz Mordarski

Oni pracują w święta
Fot. Bogusław Świerzowski / krakow.pl

Lekarze, policjanci, kierowcy autobusów i motorniczowie, strażnicy miejscy, strażacy… ludzi, którzy w czasie gdy inni spożywają kolację wigilijną, idą do pracy, jest całe mnóstwo. Wielu z nich opowiada o emocjach z tym związanych. A te są naprawdę wielkie i często dla nas niewyobrażalne.

Widok za oknem

– Najtrudniejsze jest to, gdy człowiek prowadzi tramwaj, a za oknem widzi rodziny z dziećmi. Wtedy, w głębi duszy, tęskni się za swoimi bliskimi. Aczkolwiek decydując się na tę pracę, zdawałem sobie sprawę, jakie są zasady. Jesteśmy bardzo odpowiedzialną grupą zawodową – mówi Mariusz Merski, który na co dzień pracuje w krakowskim Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym. Jest motorniczym. Prywatnie mąż i ojciec dwóch córek: 25-letniej Darii i 12-letniej Wiktorii. – 24 grudnia wiele zależy od zmiany, na którą się pracuje w tym dniu, bo to ma spore znaczenie dla kolacji wigilijnej. Niestety, rodzina musi się do tego dostosować. Jeśli pracuję po południu, to żona z córkami czekają, aż wrócę, żeby zjeść posiłek. Raz zdarzyło się nawet, że kolację wigilijną rozpoczęliśmy koło północy. Jedna z córek zasypiała, ale dzielnie doczekała do powrotu taty – opowiada pan Mariusz, który w święta Bożego Narodzenia jest jednym z ok. 700 prowadzących wtedy autobusy i tramwaje MPK w Krakowie. Oprócz tego pracują także mechanicy, dyspozytorzy i inspektorzy ruchu. – Zdarzają się osoby, które same zgłaszają się w tym okresie do pracy, ale dla zdecydowanej większości jest to po prostu konieczność – komunikacja miejska funkcjonuje przez cały rok, 24 godziny na dobę. Niezależnie więc od tego, jakie są święta, pracownicy MPK muszą wykonywać swoje obowiązki – mówi Marek Gancarczyk, rzecznik miejskiego przewoźnika.

Prezenty od pasażerów

– Do południa Wigilia wygląda trochę tak jak sobota, a więc zakupy, tempo, tempo, tempo. Ludzie są zabiegani, jest mnóstwo pasażerów. Sporo osób podróżuje na place handlowe. Natomiast w godzinach popołudniowych nagle miasto zamiera i diametralnie zmienia się klimat na świąteczny. Wszystko spowalnia, cały zgiełk i ruch się uspokajają. W mieście jest pusto, cichutko i spokojnie. Dopiero wieczorem, gdy ludzie wracają od swoich bliskich, kilka osób zdarza się przewieźć. Ruch zaczyna się dopiero w okolicach północy, gdy krakowianie zmierzają do kościołów na pasterkę – opisuje Mariusz Merski. Z uśmiechem opowiada także o tym, że podczas świąt pasażerowie są dla siebie bardziej życzliwi. – Jak życie spowalnia, to w wieczór wigilijny i w pierwszy dzień świąt jest bardzo dużo życzliwości: wymiana uśmiechów, miłe gesty czy życzenia. Raz nawet dostałem od pasażera święty obrazek, innym razem bombonierkę, a jeszcze innym jabłko. Widać więc, że ludzie się diametralnie zmieniają, nie śpieszą się.

Świąteczne cuda

Jak dodaje motorniczy, magię świąt można poczuć, nawet prowadząc tramwaj. – Są różne sytuacje. Pewnej zimy, gdy jeszcze tramwaje linii 18 jeździły na Cichy Kącik, wykonywałem ostatni kurs. Obsługiwaliśmy tę trasę taborem typu 105N, czyli popularnymi „akwariami”. Spadło dużo śniegu, a torowisko osadzone jest w ziemi, więc obawiałem się, że utknę. Przy takiej pogodzie każda próba hamowania czy ruszenia może skończyć się zakopaniem się w miejscu. Jechałem więc z duszą na ramieniu, bo – mimo że zawsze mogę liczyć na pomoc pracowników z zajezdni – spóźniłbym się na kolację wigilijną, na którą czekali już moi najbliżsi. Na szczęście zadziałała magia świąt – ani razu nie musiałem się zatrzymywać na przystankach „na żądanie”, bo nikt na nich nie czekał. Dzięki temu przebrnąłem przez śnieg, a moja rodzina doczekała się na mnie – wspomina pracownik MPK.

Tolerancyjni mieszkańcy

Ze swoimi emocjami i tęsknotą za rodziną podczas Bożego Narodzenia muszą radzić sobie także strażnicy miejscy. Oni najczęściej pracują w systemie dwuzmianowym: od 7.00 do 19.00 lub od 19.00 do 7.00. Taki podział dyużurów obowiązuje m.in. na Krowodrzy, gdzie na co dzień pracuje Mateusz Matuzik. – Nie jest to komfortowa sytuacja, bo powoduje rozłąkę z rodziną. Wiem wtedy, że moi najbliżsi są razem, i trochę się za nimi tęskni – zdradza nam strażnik. Na szczęście podczas świąt praca staje się nieco łatwiejsza. – Na pewno w Wigilię jest znacznie mniej zgłoszeń interwencyjnych. A w okolicach godziny 17.00 czy 18.00 właściwie mamy „martwy sezon”. Prawie nic się nie dzieje. Większość interwencji dotyczy np. bezdomnych, którzy leżą gdzieś na zewnątrz, na ławce. Ludzie chcą więc im pomóc. Tolerancja jest tego dnia znacznie większa i tacy ludzie nie są wyrzucani z klatek czy bram – mówi pan Mateusz. – Jeżeli w tygodniu dysponujemy pięcioma czy sześcioma patrolami na oddziale, to w święta Bożego Narodzenia czasem wystarczy jeden. Wynika to nie tylko z atmosfery świąt i wyciszenia mieszkańców, którzy nie są sfrustrowani, ale też z faktu, że młodzi ludzie, którzy przyjechali tutaj na studia czy do pracy, w okresie świąt najczęściej wyjeżdżają poza Kraków, do rodziny. To sprawia, że mieszkańcy mają znaczne mniejsze problemy z parkowaniem. Na co dzień gros interwencji to właśnie te drogowe, gdy ktoś zajął stanowisko do parkowania, ktoś gdzieś stanął bez identyfikatora czy w miejscu niedozwolonym – tłumaczy Mateusz Matuzik.

Życzenia w dyspozytorni

Strażnicy miejscy, policjanci czy pracownicy MPK pracują w niemal każde święta. Zobowiązani są, by brać dyżury w poszczególne dni. Tylko nieznacznie lepiej mają pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Im całe wolne od pracy święta przypadają raz na pięć lat. To stwierdzenie i tak wydaje się jednak niedorzeczne dla większości z nas. Dla tych, którzy pracują na zmiany – już nie. W MPEC w Krakowie kilkadziesiąt osób ma pracę zmianową. Należą do tej grupy dyspozytorzy, pracownicy obsługujący system TAC Vista, pracownicy Pogotowia Technicznego i pracownicy obsługujący przepompownię Zakrzówek oraz kotłownię Prądnicką. W sumie na 12-godzinnej zmianie jest kilkanaście osób. – Najtrudniejsza do spędzenia w pracy jest noc z 24 na 25 grudnia. Zmiana rozpoczyna się o 19.00. Ten, kto pracuje w ciągu dnia, zasiądzie do Wigilii nieco później, niż nakazuje tradycja, czyli już po pierwszej gwiazdce, ale będzie mógł cieszyć się do woli atmosferą wigilijną. Gorzej ma ten, kto na swojej wczesnej Wigilii musi kontrolować czas, aby pójść do pracy. Domownicy siedzą przy stole, biesiadują, oglądają prezenty, szykują się na pasterkę, a ty idź, człowieku, do pracy… Wtedy jest najsmutniej, ale też jakoś trzeba to przeżyć – mówi Krzysztof Starzyk, dyspozytor z Wydziału Dyspozycji Mocy MPEC. – W tym roku pracuję w jeden dzień świąteczny i w sylwestra. Ot, taka praca. Znamy harmonogram z wyprzedzeniem, więc dla nikogo nie jest to zaskoczenie. Nie odczuwam dyskomfortu z tego powodu. Spędzenie świąt w pracy nie jest może przyjemne, ale też nie jest to nie do wytrzymania. Koledzy do mnie dzwonią, składają życzenia. Jeśli zadzwoni odbiorca, to stara się być bardziej uprzejmy niż w innych dniach w roku. Kiedy jest wolna chwila i nie ma zgłoszeń, spotykamy się w dyspozytorni z pracującymi kolegami i składamy sobie życzenia – dodaje pan Krzysztof.

Noc przetrwania

Przełom roku to także oczywiście noc sylwestrowa. – Nie ma już takich emocji jak w święta, ale pojawia się tęsknota za zabawą – uśmiecha się motorniczy krakowskiego MPK. – Wożąc ludzi na imprezy, trochę im zazdroszczę – mówi. – Aczkolwiek nasza praca nazywa się służbą, więc pomagamy innym dostać się z punktu A do punktu B – dodaje Mateusz Merski. Uśmiecha się także na myśl o porannych noworocznych powrotach niektórych imprezowiczów. – Oj, te powroty dla niektórych bywają bardzo ciężkie. W Nowy Rok zdarza się, że ktoś zasypia w tramwaju i budzimy go dopiero na pętli – zdradza.

Prawdziwą lekcję życia w noc sylwestrową przechodzą natomiast strażnicy miejscy. Ci nie mogą brać wówczas urlopu, ponieważ wtedy do pracy przydaje się każda para rąk. – Strażnicy miejscy nie mają czasu nie ma zabawy sylwestrowej. W ciągu dnia ograniczamy liczbę patroli, aby w nocy siły porządkowe mogły były zwiększone. Mamy świadomość, że po to jesteśmy, aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom i turystom – mówi Mateusz Matruzik. Strażnicy nie narzekają na brak obowiązków. Interwencja goni interwencję. Najczęściej dotyczą one spożywania alkoholu w miejscu publicznym, zakłócania ciszy nocnej (to najczęściej zdarza się już nad ranem, bo wcześniej wszyscy bywają wyrozumiali) czy bójek. – Wiadomo, że różnie to bywa w miejscach, gdzie jest spory tłum czasem pijanych lub lekko nawet podpitych ludzi. Zdarza się, że ktoś komuś da w twarz i wtedy musimy interweniować – mówi pan Mateusz. I zaraz potem dodaje: – Jeżeli moja córka będzie chciała pójść na taką plenerową imprezę, to jej w życiu nie pozwolę! Nie twierdzę, że krakowski sylwester jest niebezpieczny. Moje obawy wynikają po prostu z tego, że zajmuję się wyłącznie złymi zdarzeniami. Do strażników nikt nie przychodzi, by powiedzieć: „Zgubiłem portfel, ale ktoś go znalazł i mi oddał”. Do nas zgłaszają się ludzie, którzy zostali uderzeni pięścią w twarz czy są kompletnie pijani. U nas to wszystko, co złe, się kumuluje – mówi z emocjami w głosie strażnik miejski.

Na szczęście dla wielu osób praca w noc sylwestrową nie jest już tak trudna emocjonalnie jak ta podczas świąt. – Nie należę do osób bardzo imprezowych. Zamiast balu wybieram jazdę na nartach. To mi bardziej odpowiada i dlatego nie przeraża mnie perspektywa spędzania sylwestra przy obowiązkach zawodowych. Często przecież w weekendy ludzie się bawią, a my idziemy do pracy – twierdzi Krzysztof Starzyk. – Do takiego systemu można się przyzwyczaić – kończy pracownik MPEC.

Tekst ukazał się w dwutygodniku KRAKÓW.PL